Ewolucja z Pokémonami: jak gry pomogły mi odnaleźć się w zagubionym dzieciństwie

Zdjęcie: Gemma Smith / Życie Nintendo

21 kwietnia 2024 r. Game Boy skończy 35 lat i przez kilka następnych dni udostępnimy kilka funkcji, aby uczcić system i jego gry.

Dziś Tim wspomina, jak Pocket Monsters pomogło mu w pierwszych latach jego kariery i jak seria, która rozpoczęła się na kultowym urządzeniu przenośnym Nintendo, pozostała przy nim przez kolejne lata.

Advertisement


Pokémony to franczyza w zegarku. Cykliczny harmonogram wydań przypomina kamienie milowe na osi czasu, na podstawie których każde nowe pokolenie dzieci może zaplanować własną ewolucję. Nie brakuje oczywiście atramentu wylanego na ten temat. Jestem pewien, że ty, drogi czytelniku, mógłbyś szybko zidentyfikować premierę każdej generacji Pokémonów na podstawie ważnych migawek ze swojej przeszłości, kreśląc swój osobisty rozwój w lukach. Przynajmniej mogę powiedzieć, że to jest prawdą w moim przypadku.

Mogłem przypomnieć sobie, jak myślałem, że byłem „zbyt fajny” dla Pokémonów, kiedy uderzył Black & White (chociaż później wróciłem i pokochałem je tak, jak na to zasługiwały). Albo o tym, jak weekend premiery Sword & Shield był odskocznią od trudnego rozstania, przez które przechodziłem tydzień wcześniej, i wytchnieniem od jednoczesnego stresu związanego z relacjonowaniem konwencji anime pod tym przymusem. Podobnie mógłbym się zachwycać oglądaniem, jak mój obecny partner gra w Scarlet, co przypomina mi, że efektowna rozrywka może istnieć niezależnie od problemów technicznych, które nawet ja potępiałem po premierze w 2022 roku. (Ona sama była nieugięta, jeśli chodzi o znalezienie Shinxa o nieugiętej naturze dla własnych nostalgicznych celów.)

Jednak nic nie przebije tego, jak pierwsze dwie generacje Pokémonów przeprowadziły mnie przez dzieciństwo określone przez rozwód rodziców, a następnie przeprowadzkę ze ślepej uliczki pełnej przyjaciół do innej oddalonej o setki mil, czasami aktywnie wrogiej.

Stabilne początki w Pallet Town

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Damien McFerran / Nintendo Life

Cofnijmy się najpierw do czasów, zanim w ogóle istniały Pokémony. Prawdę mówiąc, ja też nie, biorąc pod uwagę, że do porodu pozostało jeszcze kilka miesięcy.

Advertisement

Jest początek 1993 roku, okres, w którym mój ojciec był ciężko hospitalizowany. Aby oderwać myśli od tej trudnej sytuacji, dostał w prezencie Game Boya i dwie gry: Tetris i Super Mario Land. Okazało się, że taki był zakres jego doświadczeń w grach, ponieważ kilka lat później przekazał mi komputer przenośny, gdy zdał sobie sprawę, że granie nie jest dla niego rozrywką. Byłem wtedy za młody, żeby wiedzieć, co z tym zrobić, więc zbierał się tam kurz, aż uderzyło mnie wydarzenie wstrząsające światem, którego mój trzyletni mózg nie był w stanie pojąć: moi rodzice się rozwiedli.

Jak w przypadku większości rozwodów, mój tata wyprowadził się z naszego domu w Północnej Karolinie, a czas, jaki z nim spędzałem, ograniczał się do co drugiego weekendu w jego pobliskim mieszkaniu. Byłam jeszcze za mała, żeby zrozumieć, dlaczego wszystko musiało się tak potoczyć i dlaczego mojego taty nie było w pobliżu przez cały czas. Jednakże istniała pewna funkcja, w której jego obecność pozostała pomimo jego fizycznej nieobecności w miejscu, które nazywałem domem: Game Boy, który pozostawił.

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Zion Grassl / Nintendo Life

Zacząłem regularnie przemierzać Sarasaland i ustawiać rzędy spadających klocków na tym charakterystycznym oliwkowym ekranie. W pewnym momencie po premierze w USA w 1998 roku wszedłem w posiadanie egzemplarza Pokémon Red, chociaż nie sądzę, żebym wtedy zbytnio o niego dbał; nie miało to nic wspólnego z moim ojcem, a zatem wykraczało poza zakres tego, jak mój młody mózg postrzegał grę w kontekście. Jednakże obecność kartridża zasiała ziarno kieszonkowego potwora i umożliwiło mi awans na wyższy poziom w październiku 1999 roku.

Advertisement

Jeśli ta data jest istotna, to dlatego, że wtedy w Stanach wypuszczono Pokémon Yellow. Moja mama podarowała mi tę grę wraz z konsolą Game Boy Color w wersji Pikachu, żebym mógł grać razem z innymi dziećmi w ślepej uliczce, gdzie szał na Pokémony zakorzenił się głęboko nie tylko w grach, ale także w anime i TCG. Od razu zdefiniowało to moją przyjaźń z sąsiadami, gdy codziennie walczyliśmy, wymienialiśmy się i przekomarzaliśmy o naszych ulubionych Pokébuddies.

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Damien McFerran / Nintendo Life

To właśnie wtedy wydarzyło się najstraszniejsze przeżycie w moim życiu, gdy starszy chłopak mieszkający obok wezwał MissingNo. do mojej kopii Yellow, co prowadzi do niezliczonych koszmarów z uszkodzonymi pikselami. Ten klocek Tetris w kształcie litery L już nigdy nie wyglądał tak samo! Chociaż w tym samym sensie prawie w ogóle nie widziałem Tetrimino, ponieważ Game Boy mojego taty szybko zgubił się w czasie. Podobnie jak zaginiona postać ojca Asha – coś, na co bardzo zwróciłam uwagę – tak też przedmiot, który najbardziej kojarzy mi się z moim tatą, zniknął po zastąpieniu go.

Patrząc wstecz, widzę, że przejście na ulepszony komputer przenośny było prawdopodobnie większym czynnikiem w pogodzeniu się z rozwodem moich rodziców, niż zdawałem sobie sprawę. Dzięki posiadaniu tego nowego urządzenia nie kurczowo trzymałem się nieobecności taty. Nadal był stale obecny w moim życiu poza domem, ale wspomnienia o nim w domu szybko się rozpraszały. Pojawiły się nowe sposoby, dzięki którym Pokémon stał się narzędziem rozwijania mojej relacji z tatą, na przykład to, że zabrał mnie na mój pierwszy spektakl kinowy Pokémon: Pierwszy film. Jednak rzeczywistość Pokémonów wdzierających się do mojego świata za pośrednictwem Game Boy Color oznaczała, że ​​mój tata został wypchnięty z niego nieco bardziej poprzez zwykłe skojarzenie z obiektem. Ponownie, choć było to bardzo zabawne, gdy przywoływano nieobecność taty Asha, było to zbyt pasujące podobieństwo, chociaż podobieństwa między moją trajektorią życia a Pokémonami miały wkrótce osiągnąć zupełnie nowy poziom.

Advertisement

Do Johto i z powrotem

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Gemma Smith / Życie Nintendo

Przełom wieków wstrząsnął status quo, które zaakceptowałem. Pod koniec 2000 roku moja mama, siostra i ja przeprowadziliśmy się do Connecticut. Zbiegło się to z przeprowadzką mojego taty do Massachusetts, a później do Rhode Island, co oznacza, że ​​nie mieszkał już w mieszkaniu oddalonym o kilka minut jazdy samochodem. W międzyczasie zabrano mnie do nowej ślepej uliczki, pozbawionej dzieci i jakiejkolwiek sąsiedzkiej życzliwości, do której byłem przyzwyczajony. To było nieoczekiwane, że w dniu wylotu moja mama wręczyła mi kopię Pokémon Silver. Nowa podróż do nowego regionu Pokémon, w której zamglony wzrok zostawiłem moich kochających Pokémony przyjaciół i udałem się do nowego regionu Ziemi.

Nie pasowałem do dzieci w mojej nowej szkole, a mężczyzna mieszkający obok zagroził, że zabierze broń po wejściu na trawnik

Pokolenie Johto było magiczne dla ówczesnych dzieci, ponieważ po raz pierwszy w życiu przekroczyło Kanto, a dla mnie to zadziwienie zostało podkreślone przez życie w miejscu pozbawionym tego zjawiska. Nie pasowałem do dzieci w mojej nowej szkole, a mężczyzna mieszkający obok groził, że zabierze broń po wejściu na trawnik, co było dalekie od kultury dzieciaków z sąsiedztwa, polegającej na budowaniu fortów w lasach za naszymi domami, którą według mnie wiedział wcześniej. To sprawiło, że bardziej jawnie japoński motyw Johto był tym bardziej kuszący dla mojej młodszej wersji, która nie była jeszcze zaaklimatyzowana w rozległych kulturach świata, nie mówiąc już o tym, że w ogóle wyobrażałem sobie, że gra powstała w innym kraju. Johto stało się zatem moim malowniczym ideałem „nowego miejsca”, a przynajmniej lepszego niż to, w którym się znalazłem. To nie był dom – to było Kanto – ale było wygodnie.

Advertisement

Każdy, kto zna drugą generację Pokémonów, prawdopodobnie domyśla się, co stało się później. Po ostatecznym pokonaniu Elitarnej Czwórki Johto – co było niemałym wyczynem dla siedmiolatka – SS Anne niespodziewanie zabrała mnie z powrotem do Kanto. Mogłem wrócić do domu, w którym chciałem nadal mieszkać.

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Zion Grassl / Nintendo Life

Jednak to, co powinno wywołać euforię, szybko spotkało się z niepokojem. Ta nowa piosenka wydawała się pusta. Zło. Zmiany wprowadzone na mapie pierwszej generacji, po których wciąż mogłem chodzić w głowie, wywołały pełzające poczucie, że mój stary dom przetrwał beze mnie. Poczucie bycia outsiderem w znanych miejscach jest tym, które odczuwam podobnie, wracając do Karoliny Północnej. Miejsca w grze i poza nią, które pomogły mi poradzić sobie z trudnymi wydarzeniami życiowymi, takimi jak rozwód moich rodziców, nie były już moje. Cholera, nawet walka z moją byłą postacią gracza pod koniec podróży powrotnej do Kanto na swój sposób zmusiła mnie do przezwyciężenia mojej przeszłości. To wszystko było sygnałem do dalszego działania.

W rubinowy zachód słońca

Z biegiem czasu Game Boy Advance stał się moim ulubionym urządzeniem przenośnym wraz z zapowiadaną przez niego trzecią generacją Pokémonów. W tym momencie już dobrze zadomowiłem się w nowym sąsiedztwie, chociaż wciąż miałem trudności z dopasowaniem się. Najbliżej mnie była grupa chłopców, z którymi wskakiwałam do tych samych modnych pociągów. Yu-Gi-Oh!, Beyblade'a, Bionicle…fajne rzeczy na szkolnym boisku ciągle się zmieniały, a ja zawsze chciałem w tym uczestniczyć, aby nawiązać kontakty towarzyskie.

Chłopiec do gier Pokémon
Zdjęcie: Damien McFerran / Nintendo Life

Moje dalsze granie w Pokémony odbywało się często w samotności w odpowiedzi na tę modę, ale ten nowy sposób doceniania serii był dla mnie idealny. Ruby i Sapphire przywieziono bez bagażu. Były to gry Pokémon, w które mogłem grać całkowicie na własnych warunkach. Od tego momentu mogłem zacząć postrzegać moje relacje z każdym pokoleniem Pokémonów nie przez pryzmat tego, jak odzwierciedlały one moje prawdziwe życie, ale jak moje prawdziwe życie wpłynęło na sposób, w jaki się z nimi kontaktowałem.

Advertisement

Kiedy poczułem się „zbyt fajny” dla Black & White, byłem w fazie złości, gdy byłem nastolatkiem, próbując (bez powodzenia) przekonać siebie, że strzelanki to jedyny fajny gatunek. Kiedy przeszedłem przez Shield bezpośrednio po ostrym rozstaniu, moja skomplikowana historia z franczyzą przypomniała mi, że życie zawsze znajduje sposób, aby ruszyć dalej, nawet jeśli wydawało się, że jest nieodwracalnie podzielone na dwie części. I patrząc, jak moja dziewczyna gra teraz w Scarlet i z miłością dyskutuje o swoim starterze „krokody”, wracam do wczesnych radości związanych ze wspólnym doświadczeniem, jakie miałem z innymi przyjaciółmi Poké Maniac, mieszkającymi w ślepej uliczce.

Ale to jest po prostu moja podróż. Bardzo chciałbym usłyszeć o Twoich doświadczeniach życiowych związanych ze swoimi przygodami z Pokémonami, a nawet o szczególnym znaczeniu, jakie może mieć dla Ciebie konkretna konsola, tak jak Game Boy mojego taty zrobił dla mnie.

Advertisement